Jako inwestor w nieruchomości, Portugalia jest krajem, który powinien znaleźć się na twoim radarze. Położona na Półwyspie Iberyjskim Portugalia to tętniący życiem kraj o bogatej historii i kulturze. Jest także domem dla rozwijającego się rynku nieruchomości, który przyciąga inwestorów z całego świata.
Sycylia jest bardzo bezpiecznym miejscem dla turystów. Praktycznie rzecz biorąc nie ma na niej żadnych zagrożeń dla bezpieczeństwa turystów. Jedyną rzeczą, której można się obawiać jest to, że Sycylijczycy nie mówią zbyt dobrze po angielsku i nie znając włoskiego będziecie musieli się dogadać na migi.
Dużo bezpieczniej jest na prowincji, mniejsza ilość turystów i fakt że „wszyscy się znają” skutecznie odstrasza potencjalnych złodziei. Portugalia to jednak państwo Unii Europejskiej, działa tam sprawna policja i służba zdrowia. Dzięki napływowi turystów w wielu popularnych miejscach wprowadzono patrole policji ba, na
Portugalia jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, w którym występuje najgłębsza przepaść między biednymi a bogatymi, co jest sytuacją typową dla krajów rozwijających się - wynika z danych opublikowanych w niedzielę przez pozarządową organizację Oikos.
Portugalia, położona w południowo-zachodniej Europie, jest znanym krajem o bogatej historii i kulturze. Językiem urzędowym w Portugalii jest portugalski, który jest jednym z najważniejszych języków na świecie.
Dlaczego Portugalia jest dobrym miejscem dla cyfrowych nomadów? Portugalia to jeden z najbardziej magicznych i niedocenianych krajów w Europie. Od zachwycających nadmorskich miasteczek po tętniące życiem miasta, w Portugalii każdy znajdzie coś dla siebie - niezależnie od tego, czy podróżujesz na krótki okres, czy też prowadzisz
Turcja to jeden z najpopularniejszych i najczęstszych wybieranych kierunków na wakacje wśród Polaków. Jest to także duży kraj dlatego nie dziwię się, że turyści zazwyczaj mają problem z wyborem idealnego regionu w którym będą mogli spędzić udane wakacje. Poniżej znajduje się lista najpopularniejszych kurortów wypoczynkowych w Turcji.
Portugalia jest trzykrotnie mniejsza od Polski, a posiada więcej autostrad – ponad 3 300 km. Można nimi dotrzeć do wszystkich najważniejszych miast Portugalii – Lizbony, Porto, Coimbry, Faro, Lagos, Fatimy, Bragi, Guimaraes, itd. Większość autostrad w Portugalii jest płatnych. Bezpłatne są tylko autostrady tworzące odcinki
patrycja12lipa. Jestem biedna.; (. mam 12 lat, chodze do 6 klasy.blagam nie smiejcie sie.. jestem biedna, mam 2 przyjaciolki, a pozatym nikt mnie nie lubi.dobrze sie ucze jestem 4-5 uczniem.moje kolezanki dostaja drogie prezenty, maja markowe ciuchy, a ja nie mam zadnej rzeczy z nike albo addidasa. : (wszyscy mnie wysmiewaja.ja nie mam nawet
Graça - dzielnica najwyżej położona. To jest najwyżej położona dzielnica Lizbony, więc żeby tu dotrzeć, będziecie musieli wspiąć się po schodach i stromych uliczkach. Trud zostanie wynagrodzony, ponieważ to tutaj znajdują się dwa spektakularne punkty widokowe – Miradouro da Graça i Miradouro de Nossa Senhora do Monte.
5CPQPyM. NOWY! Autor: Andrzej S. | Dodano: 2021-03-01 13:47:08 Fatima połączona ze zwiedzaniem ciekawych miejsc i odpoczynkiem w Algarze. Poruszać się będziemy głównie wynajętym w Porto samochodem. Termin: Jeśli chcesz dołączyć proszę o kontakt: awos@ NOWY! Autor: Staszek | Dodano: 2021-03-11 16:42:14 Portugalia jest biedna . Jak byłem ostatnio to jakiś Bułgar biegał za mną z maczetą . Tłumy ukrainców , tłumy . Blask złotych zębów może oślepić . Nie wspomnę o kieszonkowcach i złodziejach ktorych w Portugali jest palaga. Marysi z którą byłem ukradli saszetkę . Bertusowi zajumali buty. Nigdy tam więcej nie pojadę . Portugalia mega droga i nic tam wartościowego nie ma Hiszpania to inna sprawa . Hiszpania jest cudowna i bezpieczna .. NOWY! Autor: Sceptyk | Dodano: 2021-03-14 06:48:16 Panie Staszku jakieś totalne bzdury pan opowiada. Portugalia jest bezpieczna i gościnna. Ludzie dobrze mówią po angielsku w przeciwienstwie do Hiszpanów. Ceny też niższe niż w Hiszpanii. Ukraińcy są też w Polsce i raczej nie mają złotych zębow, pomyliły się panu nacje. Więcej milości bliźniego. NOWY! Autor: Rowerzysta | Dodano: 2021-03-18 19:17:50 Poruszać się w Portugalii rowerem /samochodem też/to koszmar w porównaniu z Hiszpanią. Na drogach jest bardzo niebezpiecznie. Nie wiem dlaczego jest,aż taka różnica na +++ Hiszpanii, gdzie pieszy,rowerzysta czuje się i jest bezpieczny na każdej drodze ,szybkiego ruchu też. Obowiązkowa odległość samochód-rower 1,5 m jest w Hiszpanii stosowana w praktyce z nawiązką i przesadą przez 95% kierowców. O wyprzedzaniu na trzeciego nie ma mowy. Hiszpania jest piękna,bezpieczna i warta powrotów. Przejechane w tym kraju około 7-8 tyś km NOWY! Autor: Onyx | Dodano: 2021-03-19 08:51:03 Oczywiście jak przedmówcy Popieram . Hiszpania jest bezpieczna i nie patologiczna jak portugalia . Nigdy nic złego mnie w Hiszpani nie spotkało . A z tlumami bułgarów i ukrainców i skosnokich to prawda bo pracują w firmach sadowniczych . Mnie nikt nie okradł ale moją kolezankę w Portio juz tak . Co do bezpieczeństwana drogach to Hiszpania na plus. NOWY! Autor: Piotr Paweł | Dodano: 2021-03-19 17:31:48 Co wy macie z tą Portugalią?! Piękny kraj, bardzo mili i sympatyczni mieszkańcy -przeszedłem camino Lizbona-Fatima-Santiago,mieszkałem miesiąc w Lizbonie-zawsze czułem się bezpiecznie i komfortowo,nigdzie nie spotkało mnie nic złego, a wręcz przeciwnie-nocowałem często w namiocie w zupełnie nieoczekiwanych miejscach i wszędzie spotykałem się z sympatią i zrozumieniem -zapewne w nieodpowiednich miejscach wszędzie znajdziesz nieodpowiednich ludzi i nie ma znaczenia czy to Hiszpania, Portugalia,czy Polska... Wszystko zależy od Ciebie! BC
Zacznę może od dwóch najważniejszych pułapek językowych. W Portugalii popularne jest imię męskie Rui. Niestety gdy „r” występuje w takiej konfiguracji na początku wyrazu czytamy je jako coś pomiędzy „r” i „h”. Jeśli ktoś przedstawi ci się a tobie wydawać się będzie, że usłyszałeś „Chuj Pereira” to staraj się nie parsknąć śmiechem. Większość Portugalczyków, którzy „pechowo” tak mają na imię a mieli już wcześniej styczność z Polakami lub Rosjanami po prostu przedstawia się używając drugiego imienia. Hiszpański napis na murze – „Jeśli ktoś zaskoczy cię kiedy srasz – nie krzycz, ciśnij dalej” Druga bardzo ważna sprawa to słowo „curva” (czyt. kurwa), które pochodzi z łaciny i tak w hiszpańskim jak i portugalskim oznacza zakręt (zresztą w angielskim podobnie – „curve” to zakręt). My do tej pory śmiejemy się widząc przydrożne oznaczenia „curvas peligrosas” czyli „niebezpieczne zakręty”, które dla nas już chyba na zawsze pozostaną „strzeż się niebezpiecznych kurew!”. Swego czasu pracowałam jako przewodnik po Portugalii robiąc objazdówki. Pamiętam jak kiedyś wjeżdżaliśmy naszym autokarem pełnym turystów do lasku Busaco. Przepiękne miejsce, ogród dendrologiczny z niesamowitą kolekcją różnych gatunków drzew a w środku dawny pałac królewski przerobiony na hotel. Idealny postój na zakończenie dnia intensywnego zwiedzania krótkim spacerkiem po ogrodach, napicie się kawy i sfotografowanie panoramy Coimbry. Akurat wtedy było jakieś święto państwowe i las Busaco był przepełniony odwiedzającymi go rodzinami z dziećmi a samochody stały zaparkowane wszędzie. Również na zakrętach czyli na curvach. Kierowca, który akurat owego dnia mi towarzyszył Jose (czyt. Żoze – w Hiszpanii byłby Hose) był typem w gorącej wodzie kąpanym, bardzo wybuchowym i krzykliwym szczególnie jak na Portugalczyka. Przez otwarte okno darł się na kierowców tłumacząc im, że na curvach się nie parkuje bo autokar nie ma jak przejechać. Krzyczał po portugalsku tak głośno, że słyszeli go i moi goście siedzący na ostatnich miejscach autobusu. Starsze panie zajmujące miejsca tuż za kierowcą omal nie straciły przytomności tyle razy słysząc słowo „curva” w jednej wypowiedzi. Jak Jose skończył mogłam w końcu przez mikrofon wytłumaczyć nieporozumienie. Wszyscy prawie pospadali z krzeseł. Inną śmieszną sytuację ze słowem „curva” miałam w moim ulubionym barze w Bejy. Razem z JJ zaczęliśmy tam przychodzić zawsze w niedzielę na piwko i dość szybko się zaaklimatyzowaliśmy i staliśmy się częścią „rodziny”. Raz JJ wypoczywał na hiszpańskim wybrzeżu zmęczony pięćdziesięciostopniowym upałem w Bejy a mnie zostawił tam samą. Właśnie wtedy do baru przyszedł koleś, którego nie widziałam wcześniej ale był znajomym pozostałych, w tym właściciela. Wszyscy mówili na niego „curva”. Kminiłam, kminiłam i w końcu zapytałam skąd takie nietypowe przezwisko. Tym razem ja prawie nie spadłam z krzesła jak pokazał mi dowód osobisty (zrobiłam zdjęcie, które natychmiast zresztą wysłałam do JJ). Koleś miał po prostu na nazwisko „Curva”. Potem wyjaśniłam jemu i jego kolegom co to znaczy po polsku. Wydaje mi się, że od tamtej pory nie ma życia. Sorry! Hiszpańska myśl techniczna – drzwi do nikąd Przy okazji wspomnę wam dlaczego w Hiszpanii nie ma Mitsubishi Pajero tylko Montero – to samo auto pod inną nazwą. Pajero (czyt. pahero) po hiszpańsku oznacza osobę, która się masturbuje. Dlatego zamiast Mitsubishi Masturbator (ewentualnie Walikoń) wprowadzili Montero. A szkoda, byłoby śmiesznie! Podobnie postąpić musiał Hyundai ze swoim nowym modelem Kona – w Portugalii zobaczymy na ulicach Hyundai’a Kauai. Dlaczego? Bo słowo „cona” (czyt. kona) to i w Portugalii i Galicj wulgarne określenie damskich narządów rozrodczych. Czyli po prostu „cipa” albo „pizda” to też mało chwytliwa nazwa na samochód. Pozostając w temacie nietrafionych nazw samochodów, kiedyś obiło nam się o uszy, że Chevrolet miał olbrzymie problemy ze sprzedażą swojego modelu Nova w Ameryce Południowej? Dlaczego? Bo „no va” to po hiszpańsku „nie idzie, nie jedzie”. Także Chevy, który nie jedzie został wycofany z hiszpańskojęzycznych krajów Ameryk. Ok. Teraz odejdziemy trochę od tematu wulgaryzmów. Wyobraź sobie, że przekraczasz granicę i stajesz na stacji benzynowej. Albo lądujesz, w Lizbonie czy w Faro, i idziesz do najbliższej kawiarni na lotnisku napić się kawy. Pamiętaj – kawa to w Portugalii coś świętego! Najważniejsze to znać podstawowe słówka Dzień doby! (rano) Bom dia! Dzień dobry! (po południu) Boa tarde! Cześć! (Powitanie) Olá! Dobry wieczór! / Dobranoc! Boa noite! Dziękuję Obrigado (-a) – pan (pani) Proszę, (prosząc o coś) Por favor Przepraszam! (np. zaczepiając) Com licença Przepraszam. Przykro mi Desculpe, lub Perdão Smacznego! Bom apetite! lub Bom proveito! Wchodzisz, mówisz dzień dobry i pora zamówić kawusię… Ważną kwestią, żeby na Półwyspie Iberyjskim wtopić się w tłum jest poprawne zamawianie kawy (BTW moim osobistym zdaniem kawa portugalska jest lepsza od hiszpańskiej). Portugalczycy piją super mocne, super małe espresso i nie używają słowa espresso by je zamówić! Bica powiemy na południu (między innymi w Lizbonie) a na północy, np. w Porto – Cimbalino. Mówiąc po prostu cafe też dostaniemy espresso. Jeśli chcemy by dodano do niego kropelkę mleka zamówimy pingado albo pingo. Kawa z mlekiem to café com leite albo meia de leite, a jak ktoś się uprze na latte to powinien zamówić galão. Cappuccino, Frape i takie inne to tutaj raczej „wymysły” więc jak chcemy udawać lokalsów raczej nie idźmy w te klimaty. Nawet kawę z mlekiem mało kto pije wszyscy wybierają „uma bica”. Super mała i super mocna kawa na festiwalu Bon Sons 2019 Jeśli naprawdę chcemy wtopić się w tłum zamawiamy café com cheirinho czyli kawę z zapaszkiem a dokładniej z alkoholową wkładką. Pamiętam jak nasza lokalna przewodniczka z Porto – Dorota ( – najlepszy przewodnik na świecie!!) powiedziała komuś z mojej grupy, że właśnie taką kawę ma zamówić. Pan za ladą wyglądał jakby zobaczył ducha, kompletnie nie spodziewał się, że zwykły polski turysta poprosi go o coś tak… portugalskiego! Wiem, że na świecie oprócz kawoszy są i herbaciarze. W Portugalii czy Hiszpanii raczej się herbaty nie pija i szczerze mówiąc z moich prywatnych obserwacji wynika, że mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego częściej sięgną po rumianek, miętę czy kwiat lipy niż po herbatę czarną. Gdyby jednak ktoś chciał zamówić zwykłą, czarną herbatę to prosimy o chá preto. Chociaż Portugalczycy herbaty nie pijają to mają jedyną w Europie plantację herbaty (na Azorach). Jeśli więc sam jesteś herbaciarzem albo znasz fana herbaty, któremu chcesz zrobić fajny, wyjątkowy prezent to polecam kupić właśnie herbatę z Azorów jako jedyną, prawdziwie europejską. W miarę popularnym a raczej niespotykanym u nas napojem jest carioca de limão – skórka cytryny zalana wrzątkiem. Trzeba uważać na przystawki w restauracjach bo są płatne. Jeśli w Hiszpanii zamówimy piwo albo lampkę wina i do tego kelner poda nam tapas (przekąskę) to będzie ona darmowa. W Portugalii gdy siadamy w restauracji, kelner przyjmuje zamówienie i za chwilę na stole lądują oliwki, masełka, chlebek. Za wszystko się płaci i nawet jak zjemy tylko jedną oliwkę to oczywiście zapłacić musimy za całą porcję. O tyle o ile w tym przypadku mówimy o rzeczach, których ceny wahają się od EUR do EUR i majątku nie stracimy… gorzej jak kelner postawi na stole nieświadomym klientom skrojone trzy plastry szynki z czarnej świni karmionej żołędziami. W takiej sytuacji cena przystawki może być wyższa niż dania głównego. Oczywiście możemy odmówić – albo od razu, kiwając przecząco głową gdy kelner próbuje postawić na stole przekąski albo, jeśli już je zostawi, odstawiając je wymownie na brzeg stołu. Ceny przystawek powinny być na pierwszej stronie menu. Czasem zdarza się, że do rachunku zostanie dodany bez naszej zgody napiwek. Z tym niestety należy się pogodzić. Nie chodzi o to, że kelnerzy, barmani czy właściciele próbują nas oszukać – niektóre restauracje, szczególnie w miejscach mocno turystycznych, np. w centrum Lizbony, mają taką politykę firmy i tyle. Wszyscy klienci traktowani są równo i napiwek po prostu zawsze doliczany jest do rachunku. W Hiszpanii z kolei trzeba uważać na to czy siadamy przy stole czy przy barze. Jeśli w menu jedna pozycja ma dwie różne ceny – barra (bar) i mesa (stół) – to taniej będzie stanąć przy barze niż siadać. Przy stoliku cena będzie zawsze wyższa bo płacimy za obsługę. W Portugalii się z czymś takim nie spotkałam. Jeśli znasz hiszpański – nie używaj go. Portugalczycy mają „zatarg” historyczny z Hiszpanami, jest między nimi dużo niesnasek i nawet jeśli zaczniesz mówić idealnym, biegłym hiszpańskim przejdą na angielski. Portugalczycy nie lubią gdy ktoś zakłada, że skoro mówimy po hiszpańsku to tak jakbyśmy mówili po portugalsku i oni mają nas rozumieć. Języki te są bardzo podobne i faktycznie można bez problemu się po hiszpańsku dogadać (podobnie jak Polak z Czechem czy Słowakiem) np. z osobami, które angielskiego nie znają. Z grzeczności jednak lepiej zacząć po angielsku, o ile oczywiście potrafimy w tym języku się porozumiewać. Pewnie wybierasz się na urlop „samodzielnie”, bez pomocy biura podróży – pamiętaj więc, żeby nie wynajmować miejscówek na airbnb w centrum Lizbony czy Porto. Dlaczego? Nawet jeśli cena będzie szokująco niska to pamiętaj, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że przyczyniasz się do tego, że jakaś biedna starsza pani nie ma już gdzie mieszkać. Dobra, już wyjaśniam! I w Lizbonie (np. Alfama) i w Porto (np. dzielnica katedry) i w wielu innych miejscowościach można było swego czasu wynająć mieszkania za grosze (np. około 50 EUR za miesiąc). Najemca podpisywał sobie umowę na 25 lat albo dłużej i w spokoju mieszkał aż do końca kontraktu. Niestety w XXI wieku każdemu właścicielowi bardziej opłaca się wynająć mieszkanie turyście, który przyjedzie na dwa-trzy-siedem dni i zapłaci tyle ile zwyczajny lokator płaci za miesiąc czy dwa. Dlatego nieważne czy dziadek ma 70 czy 90 lat, jak umowa się kończy to trudno, trzeba szukać nowego mieszkania. Wyobraź sobie, że nagle po 20 albo 50 latach mieszkania w jednym miejscu, biedny staruszek czy staruszka muszą się wynieść na drugi koniec miasta i znaleźć mieszkanie, które nie będzie na niewiadomo którym piętrze i które nie będzie kosztowało 500 EUR za miesiąc. Misja niemożliwa do wykonania. Problem nie dotyczy tylko Portugalii bo mamę mojego kolegi z pracy spotkało to samo na Teneryfie (Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania). Siedemdziesięcioletnia pani została wyrzucona ze swojego mieszkania bo skończył jej się kontrakt. Z parteru przeniosła się na trzecie piętro, w zupełnie innym mieście i do tego musiała zamieszkać z nieznajomą, która była w podobnej sytuacji bo nie było jej stać na wynajem w pojedynkę. Kropką nad i było to, że musiała pozbyć się swojego ukochanego pieska bo właściciel nie zezwalał na trzymanie zwierząt w wynajmowanym mieszkaniu. Dlatego serio, nim wynajmiesz mieszkania dobrze się zastanów i sprawdź czy nie przyczyniasz się do tego typu historii. Oczywiście, nikt nie przyczynia się bezpośrednio! Gówno prawda. Spacerując po Porto często napotkasz napisy Morto (martwy – napisane taką samą czcionką jak Porto na logo miasta) na znak protestu, szczególnie w dzielnicach dotkniętych tą plagą. Na zakończenie koniecznie: Zobacz jak Portugalczycy się czują jak turyści najeżdżają ich kraj hordami i czego nie lubią 🙂 W Portugalii, pomimo, że sami jej mieszkańcy często temu zaprzeczą, są tematy tabu – nie rozmawia się dużo o polityce, o Salazarze ani o religii. Nigdy nie wypowiadaj się niepochlebnie o rodzinie Twojego rozmówcy, a szczególnie o jego mamie (nawet w żartach)! I pamiętaj, że w Portugalii jeśli nic nie jedzie możemy przechodzić na drugą stronę ulicy na czerwonym świetle. Nie dostaniemy za to mandatu.
W czasach, gdy największe kluby świata układają harmonogramy przygotowań sezonu pod kątem marketingowym, takie spotkania odeszły już do lamusa. W 1995 r. Real Madryt zmierzył się z Motorem Lublin Ówcześni mistrzowie Hiszpanii nie dali większych szans piątej drużynie polskiej drugiej ligi. Królewscy wygrali 7:0, a na listę strzelców wpisali się Ivan Zamorano i Michael Laudrup Dla Motoru sukcesem było już to, że do tego meczu w ogóle doszło. O zorganizowaniu spotkania zadecydowało zrządzenie losu, a podróż do Szwajcarii przebiegała w urągających warunkach Choć mecz z wielkim Realem Madryt dla większości piłkarzy Motoru był najciekawszym wydarzeniem w karierze, kilka miesięcy później życie dopisało przykry scenariusz Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej W Realu grała wtedy cała plejada gwiazd. Luis Enrique, Fernando Hierro, Michael Laudrup, Raul, Fernando Redondo, Manuel Sanchis, Ivan Zamorano — tych zawodników nie trzeba przedstawiać żadnemu szanującemu się piłkarskiemu kibicowi. W Motorze wystąpili natomiast zawodnicy, których trudno byłoby pewnie wymienić obecnym fanom klubu z Lublina. Największe kariery z tamtej ekipy zrobili Rafał Dębiński i Tomasz Jasina. I to nie na boisku, a obok niego. Obaj od lat są komentatorami, odpowiednio Canal+ Sport i TVP Sport. Wtedy o przygodzie z mikrofonem pewnie jeszcze nie marzyli. 30-letni Jasina miał za sobą wiele występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Oprócz Motoru, którego jest wychowankiem, grał w Stali Stalowa Wola i ŁKS-ie Łódź. 17-letni Dębiński dopiero wchodził do zawodowego futbolu. Później zaliczył dwa występy w ekstraklasowej Legii Warszawa. To ja miałem być pierwszym Polakiem w FC Barcelona Jak zatem się stało, że drużyna, która niespełna rok później z hukiem spadła do III ligi, zmierzyła się z wielkim Realem Madryt? — Do wyjazdu doszło w dużej mierze dzięki mojej znajomości ludzi w Szwajcarii, Władysława Kozubala, który był zainteresowany wytransferowaniem Rafała Szweda z Motoru Lublin do Lausanne Sports — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet ówczesny trener Motoru Roman Dębiński. — W ramach transakcji miał doprowadzić do meczu z Realem Madryt. Zaoferował też, że zapewni przejazd i hotel. Z początku byłem do tego bardzo sceptycznie nastawiony, ale miałem kilku kolegów na miejscu, więc wykonałem parę telefonów. Mirek Tłokiński powiedział, że Kozubal nie jest wiarygodną osobą, ale jeśli podpiszę dobrą umowę, to dlaczego mamy nie spróbować. I wszystko się udało. Warunki na miejscu były na najwyższym poziomie — dodaje prywatnie ojciec Rafała Dębińskiego. Nie mogło być inaczej, wszak mecz odbył się w kurorcie Vevey, malowniczo położonym nad Jeziorem Genewskim. W trakcie podróży już tak kolorowo nie było. — Nie lecieliśmy samolotem, tylko jechaliśmy autokarem. To był nasz klubowy pojazd, więc dla nas nie było to nic specjalnego. Poza odległością, którą trzeba było przebyć. Jechaliśmy dobę, co było uciążliwe, ale nikt z nas nie narzekał. Perspektywa gry z Realem to było coś ekscytującego, więc trudy podróży zostały zamiecione pod dywan — mówi nam Jasina. Ojca nigdy nie poznał, matkę wywieźli do Niemiec. Do dzisiaj nikt nie może mu dorównać Długo nie roztrząsano także zgrzytu, który miał miejsce przed odjazdem z Lublina. — Jak weszliśmy do autokaru, oczywiście okazało się, że działacze zajęli najlepsze miejsca. Poprosiłem ich, żeby usiedli jednak po dwóch, bo zawodnicy, w miarę możliwości, muszą usiąść pojedynczo — wspomina Roman Dębiński. Trenerowi utkwiło w głowie także to, że gdy kierowca hamował, to spomiędzy kół wydobywał się dym. W obie strony udało się na szczęście dotrzeć bez szwanku. Sędzia z finału Ligi Mistrzów Dla piłkarzy Motoru była to wielka przygoda, w niektórych przypadkach nawet szczytowe osiągnięcie kariery. Ambicji zatem nie można było im odmówić. — Do 22-25. minuty nie wyglądało to źle. Utrzymywał się wynik 0:0, powinien być rzut karny dla nas, oddaliśmy strzał, fantastycznie łapał Darek Opolski. W Realu wszystko aż kipiało. Jednak wtedy Fernando Hierro bardzo ostro wszedł w Dominika Malesę — wspomina Roman Dębiński. — Dominik przeprowadził parę groźnych akcji prawym skrzydłem, więc po prostu w pewnym momencie został wycięty. Zszedł z boiska ze skręconym stawem skokowym, wrócił do gry po paru miesiącach — mówi nam Rafał Dębiński. Ta sytuacja dodała Królewskim animuszu, a Motor zaczął słabnąć. — Przy stanie 0:0 mieliśmy jedną sytuację. W polu karnym upadł Krzysiek Klempka. On nie był nawet wtedy formalnie piłkarzem Motoru. Był u nas na testach, a ostatecznie nie podpisano z nim kontraktu. Czy powinniśmy dostać "jedenastkę"? Pewnie gdyby sędzia okazałby trochę przychylności, to i tak niewiele by to zmieniło — wspomina Jasina. Fernando Hierro i Dominik Malesa Trudno posądzić Kurta Roethlisbergera o stronniczość, wszak Real i tak by wygrał. Faktem jest jednak, że szwajcarski arbiter był już wtedy na fali opadającej. Jeszcze w 1993 r. prowadził finał Ligi Mistrzów między Olympique Marsylia a AC Milan, ale już w kolejnym roku na mundialu zbyt długo nie posędziował. Po wpadce w meczu Niemcy — Belgia, gdy nie podyktował karnego za faul Thomasa Helmera na Josipie Weberze, więcej na boisko już nie wyszedł. Potem został dożywotnio zdyskwalifikowany za ustawienie meczu Ligi Mistrzów w 1996 r. "Tato, ale on ma szybką tę nogę" — Real potraktował ten mecz bardzo poważnie, jak na standardy spotkania sparingowego. To nie było, broń Boże, podejście w stylu: "A, wychodzimy przeciwko jakimś leszczom z Polski, to się pobawimy". Było widać piłkarską klasę, mimo że pod względem fizycznym nie byli jeszcze na optymalnym poziomie. To był dla nich bodajże pierwszy mecz podczas letnich przygotowań do sezonu — przypomina sobie Jasina. — Real bardzo podobał mi się w tym meczu. Grał bardzo mądrze. Zupełnie tak, jak w tych meczach, które widywaliśmy wtedy w telewizji. Zmiany kierunku gry, ogromne przyspieszenie, cudowna technika... Możliwość zmierzenia się z takim przeciwnikiem to była wielka przyjemność — zaznacza Roman Dębiński. — W głowie utkwiła mi przede wszystkim bramka Michaela Laudrupa. W jednej akcji założył naszym piłkarzom dwie siatki, a potem jeszcze przelobował naszego bramkarza. I to nie byli byle jacy piłkarze, tylko z doświadczeniem ligowym, jak Janusz Zych i Grzegorz Komor, a między słupkami stał młodzieżowy reprezentant Polski Darek Opolski — opisuje Rafał Dębiński. — Imponował też Ivan Zamorano. Miał nieprawdopodobny wyskok. To było po prostu niesamowite. Krył go zawodnik, który miał 190 cm. Jak Chilijczyk wyskoczył do piłki, miał pośladki na wysokości głowy naszego kolegi — dodaje. Foto: Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu / omówienie Real Madryt przed meczem z Motorem Lublin Choć Motor przegrał 0:7, trener Motoru mógł mieć powody do zadowolenia. — Na meczu była kadra Orłów Górskiego. I ci zawodnicy, którzy na mistrzostwach świata w 1974 r. zajęli trzecie miejsce, byli pod wrażeniem naszego zaangażowania. "Zagraliście bardzo poprawny mecz" — powtarzali — twierdzi Roman Dębiński. — Oczywiście, broń Boże, nie zagraliśmy jak równy z równym. Ale myślę, że piłkarze Realu cieszyli się, że na takim etapie dostał przeciwnika, który się nie przestraszył i grał w piłkę — dodaje. Pietra nie miał także Dębiński junior. — W końcówce wpuściłem mojego syna i kopnął Raula w stopę. Wołam go i pytam, co to miało być. "Tato, on ma bardzo szybką tę nogę" — mówi ze śmiechem ówczesny trener Motoru. — Wszedłem na 20-25 minut. Grałem na Fernando Redondo. Wtedy zrozumiałem sens powiedzenia, że ktoś ma klej w nodze. Miałem wrażenie, że piłka nie odkleja mu się od lewej stopy. A na dodatek był to kawał chłopa, do tego szybki i z niesamowitą techniką. Na boisku pojawił się też Raul, który był po pierwszym sezonie w Primera Division — zaznacza Rafał Dębiński. Piłkarzom Motoru pozostały piękne wspomnienia i kilka zdjęć. O wymianie koszulek mogli tylko pomarzyć. — Tak dość chłodno podeszli do tego tematu. Owszem, jakieś wspólne zdjęcia jeszcze tak, ale żadnej wymiany sprzętu nie było. Szybko zapakowali się do szatni, potem wsiedli do autokaru i tyle ich widzieliśmy — mówi Jasina. — Akurat ja nie chodziłem za nimi, ale wiem, że chłopaki straszliwie polowali na koszulki. Piłkarze Realu twierdzili, że mają tylko jeden komplet. Nie można tego w sumie wykluczyć, bo to były inne czasy niż teraz — dodaje Rafał Dębiński. Obecnemu komentatorowi Canal+ utkwiła w głowie jeszcze jedna rzecz. — Po meczu podeszło do nich parę nastolatek. Dostały od nich autografy i padły na kolana, zaczęły płakać, krzyczeć. Zupełnie jak widziało się to w filmach o Beatlesach. Ci piłkarze byli dla nich bogami — wspomina. Przykry epilog Motor Lublin nigdy nie był czołową polską drużyną, a w połowie lat 90. zmierzał ku sportowemu upadkowi. — Sytuacja finansowa klubu była już tragiczna — mówi Rafał Dębiński. — Mnie to aż tak bardzo nie dotykało, bo miałem 17 lat i mieszkałem z rodzicami. Ale dla chłopaków, którzy mieli rodziny na utrzymaniu i przez parę miesięcy nie dostawali pieniędzy, to był niemały kłopot — dodaje obecny komentator Canal+. Wtóruje mu Jasina. — To było takie ostatnie tchnienie drużyny, w której było kilku dobrych zawodników. Nie roztrząsam tego, czy to była wina działaczy, czy efekt ekonomiczno-gospodarczych zmian, które miały miejsce w Polsce. Sposobem działaczy na ratowanie się z zapaści finansowej była wyprzedaż zawodników. Wtedy klub wypłacał nam pieniądze, ale drużyna była coraz słabsza. W efekcie takiej polityki personalnej klub radził sobie coraz gorzej — zauważa wychowanek Motoru. Po powrocie do Polski trzeba było zmierzyć się z szarą rzeczywistością. — Cały wyjazd był dla nas dużym obciążeniem fizycznym. Zwłaszcza powrót był uciążliwy, bo przyjechaliśmy zmęczeni, a zaraz graliśmy mecz z Hetmanem Zamość. To był jeden z przykładów niekompetencji naszych działaczy — nie ma wątpliwości Roman Dębiński. Foto: Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu / omówienie Motor Lublin przed meczem z Realem Tomasz Jasina drugi z lewej w górnym rzędzie Po powrocie do Polski Motor nie był już w stanie się odkręcić. Ekipa z Lublina przegrała 0:6 z Szombierkami Bytom, a w całym sezonie wygrała zaledwie dwa razy i z hukiem spadła do III ligi (obecnie II). — Ten wyjazd tak naprawdę nam nie pomógł, bo przygotowania do sezonu zostały przez to zachwiane. Podróż odebrała nam cztery dni normalnych treningów. Ale pozostały niezapomniane wspomnienia — podsumowuje Rafał Dębiński. Nie najlepiej poczynał sobie też Real Madryt. Choć to tak naprawdę eufemizm, bo Królewscy zajęli dopiero szóste miejsce w hiszpańskiej ekstraklasie. Był to ich najgorszy wynik od blisko 20 lat. 30 lipca 1995 r.: Motor Lublin — Real Madryt 0:7 Bramki: Zamorano (dwie), Nando, Michel, Amavisca, Laudrup, Alfonso Sędzia: Kurt Roethlisberger (Szwajcaria) Widzów: 3511 Motor: Opolski, Komor, Malesa (Brzozowski), Szwed, Wieleba (Jastoński), Jasina, Romańczuk, Zych (Dębiński), Kasperek, Klempka, Adamczyk. Trener: Roman Dębiński. Real: Canizares (Buyo), Chendo (Soler), Lasa (Quique Flores), Hierro (Alkorta), Milla (Sanchis), Nando (Redondo), Victor (Raul), Michel (Luis Enrique), Esnaider (Zamorano), Michael Laudrup (Alfonso), Amavisca (Alvaro). Trener: Jorge Valdano *** Jego wzrok pogorszył się z dnia na dzień. Najpierw w jednym oku. Zajęcia na hali, uderzenie piłką w twarz i Michał Globisz znalazł się w szpitalu. Później gasła widoczność w drugim oku. Mimo to zasłużonego trenera i wychowawcę młodzieży wciąż można spotkać na trybunach stadionu w Gdyni – przychodzi na mecze, a koledzy opowiadają mu, co dzieje się na boisku. W "Prześwietleniu" opiekun złotych medalistów mistrzostw Europy sprzed lat opowiada o nauce nowego życia i ustawiania głowy pod takim kątem, żeby na przystanku dostrzec numer nadjeżdżającego trolejbusu.
Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że co czwarty mieszkaniec Portugalii jest zagrożony biedą. To smutny rekord wśród starych krajów członkowskich UE. Ale dane dotyczą roku 2010, a od tamtego czasu w Portugalii podjęto serię bolesnych reform, sytuacja jest więc prawdopodobnie o wiele gorsza. – Portugalia i tak należała do najuboższych starych członków UE. Teraz dodatkowo obniżono pensję minimalną wynoszącą mniej niż 500 euro, obcięto emerytury i zaostrzono zasady przyznawania pomocy socjalnej. Bieda się pogłębiła, bo reformy uderzyły w najuboższą część społeczeństwa – mówi „Rz" profesor Pedro Pita Barros, ekonomista z uniwersytetu w Lizbonie. Według Eurostatu do biednych zaliczają się osoby, które zarabiają poniżej 60 procent średniej krajowej i nie są w stanie wynająć mieszkania ani kupić produktów pierwszej potrzeby. W Portugalii są to najczęściej emeryci. W 2010 roku w dziesięciomilionowym społeczeństwie aż milion starszych osób musiało przeżyć za 280 euro miesięcznie. Ponieważ dopiero w połowie lat 70. w Portugalii wprowadzono system emerytalny, wiele osób otrzymuje bardzo niskie świadczenia, wszelkie cięcia są dla nich wyjątkowo bolesne. Chociaż oficjalne dane mówią o 14-procentowym bezrobociu, zdaniem ekspertów pracy nie ma nawet co piąty dorosły. Wizja kolejnych zwolnień doprowadziła w poprzedni weekend do największego protestu od 30 lat. Zdaniem związków zawodowych na ulice Lizbony wyszło nawet 300 tysięcy osób. Ale demonstracje miały pokojowy przebieg. – Portugalczycy się nie buntują, bo zdali sobie sprawę, że reformy są nieuniknione, a bez nich sytuacja będzie jeszcze gorsza. Wiele osób wie, co to życie w biedzie. Ja sam pamiętam, jak w latach 70. musiałem stać w kolejce po mleko – wspomina Pedro Pita Barros. Jego zdaniem Portugalczycy są przyzwyczajeni nie tylko do wyrzeczeń, ale też do ciężkiej pracy. – Oczywiście, jak wszyscy lubimy słońce, ale nie jesteśmy leniwi. Mamy tradycję przesiadywania w pracy przez całe dnie. Przyjęcie euro i dostęp do tanich kredytów mogły spowodować, że sporo osób uległo pokusie życia ponad stan, chociaż częściej dotyczy to klasy średniej niż najuboższych. Nie to było główną przyczyną naszych kłopotów – uważa ekspert. – W Portugalii wykształcił się kapitalizm kolesiów. Gospodarka nie jest konkurencyjna, a nieliczni, którzy się bogacili, nie są zainteresowani zmianą status quo. Same cięcia tego nie zmienią – tłumaczy „Rz" ekonomista Luis Faria, szef ośrodka Contraditorio. Rumuńska gospodarka od połowy lat 90. stawała się coraz mniej wydolna. Rozwój hamowały wysokie podatki i nadmierna regulacja. Na dodatek produkcję oparto na niewykwalifikowanej sile roboczej. Dziś słabo wykwalifikowani pracownicy są najbardziej narażeni na zwolnienie i mają problemy ze znalezieniem pracy. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Jak wynika ze statystyk, z nowych krajów członkowskich najbiedniejsi są właśnie Rumuni. W 2010 roku tylko co setny mieszkaniec Rumunii mówił, że niczego mu nie brakuje. – Jesteśmy najbiedniejszym krajem UE i mamy największe nierówności społeczne. Kryzys uderza w biednych i jeszcze je pogłębia. Pesymizm i brak zaufania do państwa wywołują gwałtowne protesty – tłumaczy „Rz" Iuliana Precupetu, socjolog z Uniwersytetu w Bukareszcie. – Kryzys drastycznie obniżył poziom życia. 80 proc. Rumunów zarabia mniej niż średnią krajową. Płace maleją, a ceny rosną. Najgorzej jest na wsi, gdzie mieszka połowa ludności. Tam ludzie żyją tylko z tego, co sami wyhodują – mówi „Rz" dr Adrian Dan z Instytutu Badań nad Poziomem Życia w Bukareszcie.
dlaczego portugalia jest biedna